poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 5

            - Przyjęłam. – Sasha nerwowo spakowała telefon do torby. Odbierając połączenie od pracodawcy, bądź zleceniodawcy, zawsze oczekiwała czegoś niespodziewanego, niemożliwego lub najgorszego. Zazwyczaj nikt jej nie zawodził. I tym razem też tak było.

            Ubrała swój ulubiony, sprawdzony, niezawodny strój, który nosiła na każdej misji. (Pomijając misję w Birmie, ale to historia, do której nikt nie chce chętnie wracać). Głęboka czerń dodaje jej uroku i pozwala wyglądać jeszcze bardziej zabójczo. Z walizki wyciągnęła skrzętnie schowaną blond perukę, jakże przydatną w życiu szpiega. Pośpiesznie nałożyła ją na spięte brązowe loki, złapała kluczyki od nowego wozu i wybiegła z mieszkania nawet nie zamykając za sobą drzwi na klucz.
            Ludzie na chodniku patrzyli na nią podejrzliwie, mimo, że do auta miała zaledwie trzydzieści metrów.  Szeptali, że jest podobna do tej dziewczyny z telewizji, a ona udawała, że nic nie słyszy i przyjaźnie uśmiechała się do przechodzących.  Wielką ulgą było więc, gdy wreszcie wsiadła do samochodu. Odetchnęła głęboko. Pewną ręką obróciła kluczyk w stacyjce, a w jej uszach rozległ się ryk silnika. I nagle do tego brzmienia rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości.  Spojrzała na swój telefon.

Ładna bryka, aniołku. Włosy też niczego sobie.
P.S. Odwiedziłem Paryż, urocze miasto. Przesyłamy pozdrowienia.


Opanowała ją niepohamowana rządza mordu.  Czuła, że targają nią emocje. Nie mogła pozwolić sobie na słabość. Jej myśli krążyły wokół jakże pięknego miasta, Paryża. „Jak?” – Zapytała sama siebie. Wtedy telefon wydał sygnał raz jeszcze.

Gra już się rozpoczęła. Jesteś gotowa, aniołku?

- Czekam na to od swoich dwunastych urodzin! Życie za życie – krzyknęła, ruszając pełną mocą. Samochód ruszył z piskiem opon. Pędziła ulicami, jak kompletny pirat drogowy, ale ta gra warta jest świeczki.

O dziwo nie goniła jej policja. A za złamanie trzynastu przepisów drogowych chyba powinna… Sasha, ledwo utrzymując swoje nerwy na wodzy, dotarła do agencji. Bez słowa przeszła przez ochronę, pośrednie biura i liczne korytarze, aby z wielką ulgą wpaść do gabinetu Willa.

- Jesteś wreszcie – usta Riley’a ułożyły się w uśmiech. Podszedł do dziewczyny, po czym objął jej twarz dłońmi i chwilę się przyglądał. Sasha tylko na to czekała, czuła, że tylko jego dotyk może sprawić, że poczuje się bezpieczna. Patrzył na nią, jakby od miesięcy się nie widzieli, jakby powoli zapominał jak wygląda. A teraz ma szansę sobie przypomnieć i za nic w świecie nie chce z tego rezygnować. Świadomość tej jednej chwili, która może nie powtórzyć się zbyt szybko, napędzała go do działania. Gdy jego mózg przyswoił każdą rysę na jej twarzy, ich usta złączyły się w pocałunku. Namiętnym pocałunku, który mówił jednocześnie „przepraszam” i „dziękuję”. Było to coś niewypowiedzianego między nimi od tak dawna.

-Ehm ehm – chrząknął Sam. – Hamujcie się dzieci.

Oderwali się od siebie niechętnie. Sasha musnęła palcami po koralowych ustach Riley’a. Chciała mu pokazać, że jeszcze nie skończyła. Dziewczyna popatrzyła na pozostałych posyłając im zachęcający uśmiech. Jednocześnie czuła, jak na jej policzkach pojawiają się rumieńce.  Przyzwyczaiła się do wielu par oczu na swoim ciele, ale dalej tego nie lubiła.
- Dobrze widzieć was wszystkich razem – zaczęła, zanim ktokolwiek zdołał choćby pomyśleć o zadaniu pytania. – Jak już wiecie mamy problem, w sumie to ja, ale co za tym idzie, wy też – jej głos sugerował, że była mocno zestresowana. – Do rzeczy – otrząsnęła się. -  Dostałam wiadomość. Od Hargova. On mnie obserwuje, widział, że wsiadam do samochodu. Widział i słyszał mnie cały czas .
- Czyli trzeba znaleźć jakąś kamerę, albo podsłuch – wtrącił się Alex, czym naraził się na karcące spojrzenie Sashy. Nie lubiła, gdy ktoś jej przerywał.
- To nie jest kamera, czy jakaś prostacka pluskwa. Głównie to on i jego ludzie. On jest wszędzie – wytłumaczył Will. Po tylu latach męczenia się z Hargovem doskonale znał jego metody. Wiedział, że nie jest fanem elektroniki i gadżetów. Miał swoich zaufanych towarzyszy, którzy byli w stanie sami siebie wykastrować, jeśli taka byłaby wola ich szefa.
Rozmowy przerwał telefon Sashy. Wiedziała od kogo ta wiadomość. Wiedziała, że to jest coś, o czym nie chce wiedzieć.

Dobra dedukcja. Twój KOCHANY szef zna się na rzeczy, aniołku. 5463 – pamiętasz?

Nie pokazała smsa pozostałym, po mimo zaciekawionych spojrzeń. Pamiętała, co oznaczają te cyfry.
- Pamiętam. Bawi cię to?! Masz coś, co ja chcę, a ja mam coś, na czym zależy tobie. Załatwmy to szybko – krzyknęła. Była mocno zdenerwowana i głodna. Bardzo chciała kogoś zabić. Zdecydowanie to poprawiłoby jej humor.
Wszyscy popatrzyli na nią jak na wariatkę.
- Ej, stop. O czym ty mówisz – Megan złapała Sashę za rękę. Mówiła wolno i zdecydowanie. Robiła tak zawsze, aby kogoś wesprzeć. Wtedy zadzwonił telefon Olivi. No właśnie, Olivi.

5463 5463 – denerwuje cię to? To klawo. A skąd możesz wiedzieć, co ja chcę?
P.S. Dobrze wiesz, że nie lubię się spieszyć, aniołku.

Olivia przeczytała to głośno. Jednak z każdym kolejnym słowem jej głos tracił swoją moc.
- Czy tylko mnie zastanawia, skąd on ma mój numer – powiedziała z przerażeniem.
- A co oznaczają te liczby? – Megan sięgnęła po smartfona Olivi, aby lepiej przyjrzeć się treści. Znów wszyscy spojrzeli na Sashę.
- Nic nie oznaczają – skłamała. Była w tym dobra, ale tym razem nikt jej nie uwierzył. Nie zamierzała znowu odpowiadać Benowi. Za bardzo ją zaintrygowała ta wiadomość.
- Jest za mądry, żeby pisać liczby bez znaczenia. Chociaż lepszym pytaniem na początku naszego śledztwa, jest „jakim cudem on słyszy to, co mówimy”. Zgadzacie się? – rzucił Riley.
Mózg Sashy zaczął pracować na najwyższych obrotach. Każdy podtekst z wiadomości wyłapała bez najmniejszego problemu. „Klawo” było aluzją do jej dziwnego, jak na dwunastolatkę, sposobu wypowiadania się. Kiedyś bardzo go to śmieszyło. Fakt – nie lubił się spieszyć. Uwielbiał smakować każdą chwilę. Na cudze nieszczęście. Ale te cyfry nie mógł napisać tylko po to, aby ją zdenerwować. Musiały mieć głębsze znaczenie.
- Któreś z was ma na sobie prostacki podsłuch – powiedziała beznamiętnie, jakby właśnie ogłaszała, że lubi pizzę. Mimo tego, iż wcześniej wspólnie wydedukowali brak jakichkolwiek pluskw. To ta jedna na milion. Ta, o której nikt nie miał myśleć. Gdy reszta zaczęła grzebać sobie po kieszeniach, ona usiadła przy biurku Willa. Otworzyła laptopa, wpisała w wyszukiwarkę „SHK3G7-322VT” i nawet jej nie zdziwiło, gdy została przekierowana na stronę „anielski Paryż”.

- A co ty tu masz? – zdziwił się Alex. Właśnie przyglądał się stronie jakiegoś domu w Paryżu i dziwnym słowom bez ładu dookoła.  
- Znalazłam! – krzyknęła Sharon. – Ale nie mam pojęcia jak to się dostało do mojego stanika – skomentowała rozdeptując kawałek metalu na wypolerowanej podłodze
- Znowu chcesz nas pominąć w tym, co robisz, prawda? Mimo tego, że sama nas tu ściągnęłaś – pierwszy raz od dłuższego czasu odezwał się Nathan. Mówił z wyrzutem. Znał dobrze tę sytuację. Sasha często robiła coś na własną rękę, zapominając, że inni mogą jej pomóc. W wojsku uczyli jej współpracy. Jednak po pewnych wydarzeniach zdała sobie sprawę, że nie może ufać ludziom. Postanowiła wtedy nie mówić wszystkiego. Dzieliła różne informacje pomiędzy różnych ludzi, w zależności od potrzeb danej sytuacji.
- Nie chcę was pominąć, ale wygląda na to, że nie możecie mi pomóc – odpowiedziała nie odwracając wzroku od monitora.
- Skąd wiesz, że nie możemy? Zapytałaś nas chociaż o coś? – zaprotestował.
- Dobra – popatrzyła na niego. – Jeśli ktokolwiek z was powie mi, dlaczego Hargov odwiedził Paryż, powiem wam wszystko, co wiem i jest związane z Benem. Stoi? – była pewna siebie. Nikt nie ma nawet prawa wiedzieć, dlaczego on tam pojechał.
Rzuciła krótkie spojrzenie Riley’owi. I to wystarczyło, aby nie zabierał głosu w rozmowie. Tylko on rozumiał znaki, które wypracowali wspólnie przez te trzy lata współpracy.
- Pojechał tam, bo ty też tam kiedyś byłaś. – Zaczęła Sharon.
- Rozwiń myśl – przewróciła oczami. Nie lubiła niekompletnych odpowiedzi.
- Może chciał zobaczyć wieżę Eiffla? –przerwał jej Sam.
- Doskonale wiesz, że nie mamy pojęcia – wtrącił się Nathan. Był wyraźnie poirytowany.
- I o to chodzi. Nie wiecie. Bo tylko ja wiem, o co toczy się ta gra – po tych słowach wróciła do przeglądania strony internetowej.
- Gra? Już zaczęłaś z nim grać – skomentował Alex. -To do ciebie podobne.
- Ej, uspokójcie się. Agencja prosiła o Sashę. Jeśli ona chce pracować sama, to jej wybór – odezwał się Will, który wcześniej starał się nie wtrącać do konwersacji. Chciał, aby jako drużyna sami doszli do porozumienia. Jak widać bezskutecznie…
- Wiecie co? Chodźmy stąd. Szkoda czasu – Nathan zabrał swoją torbę i bez zbędnych słów opuścił pomieszczenie.
- Luksemburg – rzuciła Sasha, gdy pozostali także chcieli wyjść. To słowo sprawiło, że Riley stanął jak wryty zatrzymując na sobie Megan, która dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, co usłyszała. Nie obrócił się w stronę agentki. Nie zrobił nic. Tylko po chwili ruszył pewnym krokiem w stronę drzwi.
Wyszli.  Szczerze mówiąc, to spodziewała się takiego obrotu spraw. Został z nią jedynie Will, do którego należał ten gabinet.

Lettiere skupiła się na laptopie. Przyglądała się tak długo pewnym elementom, że pewnie już znała je na pamięć. Szczególnie, że miała doskonałą pamięć. Kliknęła w środkowe okno niewielkiego domu, które zamieniło się w cztery małe okienka.
- A powiesz chociaż, co teraz robisz? – zagaił.
- Cóż. Gram. – westchnęła. – Muszę to rozwiązać – wskazała gestem na monitor. – Ale to jest zdecydowanie za proste.
- Musisz? – trudno było mu uwierzyć, że po kilku bezsensownych smsach doszła do etapu rozwiązywania internetowych zagadek.
- To chyba logiczne. Sądząc po tych wszystkich wskazówkach, ukrył tu coś dla mnie – powiedziała, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Will natomiast nie mógł pojąć, o jakich wskazówkach ona mówi. Cóż, dla niej chociażby jedno słowo wyrwane z kontekstu, słowo, które dla innych ludzi było zupełnie bezsensu, mogło mówić „uciekaj! Wszystko zaraz szlag trafi!”. W większości wypadków tak było.

Przez te kilka lat, gdy fachowo zaczęła zajmować się szpiegowaniem i zabijaniem postanowiła wykazać się większym sprytem niż jej poprzednicy. Głównie dlatego, że nie chciała skończyć jak oni.  Wypracowała swój własny system porozumiewania się z innymi. Ze swoją drużyną. Ale to właśnie z Riley’em miała najlepszy sposób komunikowania się. Wystarczyło lekkie zmrużenie oka, a oni wiedzieli, co się szykuje.

Uśmiechnęła się. Te cztery okienka to było miejsce na hasło. Wpisała więc „5463”. Liczyła na jakiś adres, zdjęcie kolejnego budynku, aluzje do jej poprzedniego spotkania z Hargovem lub cokolwiek, co nieśmiertelny psychopata mógłby tam umieścić. Ale tego w najśmielszych snach się nie spodziewała.
- Kto to jest? – zapytał zdziwiony William.

Nie odpowiedziała. Za bardzo pochłonęło ją przyglądanie się zdjęciu dziewczynki, którą doskonale znała.

***
No to mamy kolejny rozdzial ;> Dzieje się coś? xd
Liczę na komentarze ;) 
I przepraszam za długą przerwę (na moim pierwszym blogu również...) ;c
To tyle. 
xoxo ;*
Meggi