Olivia
biegła do gabinetu szefa, wpadając przy tym na każdego, kto stał, szedł czy po
prostu był. Wpadła jak huragan machając rękoma w kierunku telewizora. Will
patrzył podejrzliwie i nie wiedział o co chodzi. Rosenow nie czekając na przetworzenie bardzo
skomplikowanej informacji w mózgu Willa, chwyciła pilot i włączyła wiadomości.
Cały dziennikarski świat mówił tylko o niej. Pokazywali tylko ją.
- Co to ma
być?! – Wrzasnął zdenerwowany.
- Pracujemy
nad tym. Eksperci nie wiedzą jeszcze skąd są te zdjęcia i skąd mają te
informacje, ale są bliscy rozwiązania – odpowiedziała obracając karmazynowy
pierścień na środkowym palcu.
- Niech się
nie kłopoczą – przewalił oczami – Hargov. To oczywiste.
Olivia zaczęła się zastanawiać.
Jeżeli złoży się wszystko do kupy, to ma sens. Czyli ściąganie Sashy do Nowego
Yorku wcale nie było genialnym pomysłem. Teraz trzeba ją chronić. Popatrzyła na
Willa. Chyba myślał o tym samym.
-
Przepraszam, że przeszkadzam. Ale mamy gości. Mówią, że byli umówieni –
przerwał ktoś z zewnątrz. Rosenow popatrzyła pytająco na Cartera. Ten w odpowiedzi
zamknął oczy i głośno westchnął. Gestem wskazał, żeby ich wpuścić.
- Jeszcze
tego nam było trzeba…
Do gabinetu
weszło sześć uzbrojonych osób.
***
-
Przepraszam bardzo, ale o co chodzi? Raport proszę. – Zapytał przystojny młodzieniec
o śniadej cerze, stojący na czele sześcioosobowej armii. Przyglądał się
bacznie, lecącym na wszystkich kanałach, wiadomościom. Z resztą – jak wszyscy.
- Też
chcielibyśmy wiedzieć, co tu się wyprawia – szepnęła Olivia nie zwracając uwagi
na zdawanie raportu. Przestała myśleć o informacjach podawanych w telewizorach.
Swój wzrok skierowała na groźnie wyglądających ludzi gotowych do walki z
każdym, wszędzie i zawsze.
-
Przedstawcie się – nie zabrzmiało jak pytanie, nie było nawet uprzejme. Will
rzadko kiedy bywał uprzejmy.
- Jestem
Riley Scott. Dowodzę pod nieobecność Sashy – zasalutował, a reszta jego grupy
zachichotała. Rzucił im gniewne spojrzenie i umilkli wszyscy, prócz rudowłosej
dziewczyny stojącej obok niego. Tym razem ona spojrzała groźnie. Tutaj Riley
niechętnie musiał odpuścić. – Ta niedająca się wychować dziewczyna – wskazał na
ową rudowłosą – to moja siostra Megan. – Ona również zasalutowała, lecz z
pełnym uśmiechem na twarzy.
Zaczęli odzywać się po kolei, jakby mieli to opanowane do
perfekcji.
- Nathan
Dowell – chłopak wyglądający najstarzej z nich wszystkich. Miał może
trzydzieści lat, bujne czarne włosy i mięśnie prześwitujące przez opinającą
koszulkę. Musiał pochodzić z Azji, a dokładniej z Chin. Tak, zdecydowanie był
chińczykiem. Z poważną miną, świdrującymi brązowymi oczami uniósł rękę do
skroni.
- Sharon
Mandez – latynoska. Piękne rysy twarzy, długie kręcone włosy. Prawdopodobnie
miała niestwierdzone ADHD, nieustannie ruszała palcami i chodziła w miejscu.
- Alex
Madson – niski brunet. Bardzo niski. Jednak jakby się zastanowić, jego wzrost
dawał mu wiele możliwości. Bez chwili namysłu można stwierdzić, że jest
maniakiem komputerowym. Tyle sprzętu RTV
nie mieli nawet w sklepie do tego przeznaczonym.
- Sam Nixon –
jego twarz była roześmiana, ale oczy lustrowały każdego kodując w mózgu
potrzebne informacje. To on był tym od
dowcipów. Jego blond loczki wystarczyły, aby paść ze śmiechu. Wyglądał jak
uzbrojone dziecko z barankiem na głowie.
Will wysłuchał, co jego goście mieli
do powiedzenia. Jedyny plus, że byli dobrze zorganizowani. Zastanawiał się,
jaki ma teraz postawić krok. Wiedział tylko, że jego przeciwnik wyprzedził ich
w knowaniach. ON ICH OBSERWOWAŁ.
- Wezwijcie
tu agentkę. Trzeba mieć ją na oku. I lepiej niech sama tu przyjedzie, nie
chcemy ściągać na siebie uwagi służbowymi wozami. – Olivia już wybiegła z
pokoju, była do tego przyzwyczajona. Riley lekko przytaknął, zaznaczając, że
Will ma rację.
***
Taki trochę krótszy, ale nie wiem, co mi się ostatnio stało i nie dodałam do rozdziału 3 paru linijek tekstu i tak mnie to dzisiaj zdziwiło xd
Dobra :>
Komentujcie *.*
xoxo ;*
Meggi