Ten rozdział wyszedł mi nadzwyczajnie długi, więc rozbiłam go na części (żeby was nie rozpieszczać :D)
Sztab medyczny zajmował się ich obrażeniami, chociaż według
Sashy nie miała żadnych obrażeń. Każdy wypytywał, co się stało i dlaczego Sasha
wygląda jakby zobaczyła ducha. Mniej więcej właśnie to czuła. Czuła jakby
właśnie nawiedziła ją najpotworniejsza zjawa, jaka istnieje. Nie wiedziała o
tym, że drży. Nie słyszała też żadnych pytań, odgrodziła się od rzeczywistości,
by na chwilę przypomnieć sobie, czemu tak bardzo nienawidzi Benjamina Hargova i
pragnie jego śmierci.
Do Sali wbiegła zdyszana Olivia. I to ona sprowadziła agentkę
na ziemię.
- Czy to coś poważnego? – Zapytała pierwszą
lepszą osobę, która znalazła się w pobliżu.
- Z obrażeń
fizycznych nie. Gorzej z jej psychiką. Słowem się do nas nie odezwała –
odpowiedziała jakaś starsza kobieta, wskazując niedbałym gestem siedzącą na
kanapie Sashę, która teraz pisała coś zawzięcie na telefonie. Olivia szybko
podeszła do niej i usiadła obok. O nic nie zapytała. Czekała aż Lettiere sama
powie, o co chodzi.
-
Przepraszam – wyszeptała. – Już jestem gotowa do pracy. – Rosenow nie
wiedziała, za co przeprasza ją dziewczyna, ale nie zamierzała nic mówić. Po
chwili kontynuowała.
- Daj
spokój. Nie jestem głupia – rzuciła wstając.
- Słucham? –
zdziwiła się Olivia.
- Wiem, że
czekasz, aż coś ci powiem. Nie licz na to. Po prostu już się zbieram. Jeśli
chcemy go złapać, lepiej chodźmy – Sasha spojrzała znacząco w stronę drzwi. –
No daj spokój, nie jestem dzieckiem, że muszę z kimś porozmawiać. Chcę już
zacząć pracę.
- Kiedyś
jeszcze porozmawiamy – westchnęła. – Skoro tak ci się spieszy, to chodźmy.
Po drodze wstąpiły do szatni, żeby Sasha mogła
przebrać się ze swojej podartej i brudnej sukienki. Dostała czarno-purpurowy,
elastyczny i niezwykle wytrzymały kombinezon, zakrywający całe ciało. W sumie
niczym nie różnił się od jej poprzedniego kombinezonu. Z wyjątkiem faktu, że
jest w jednym kawałku. Przypięła do niego swoje zabójcze zabawki oraz dwa
pistolety. Rozczesała długie, brązowe włosy i zarzuciła je do tyłu. Wyglądała
teraz jak prawdziwy szpieg.
Żeby dostać się do gabinetu szefa,
trzeba wjechać na dwudzieste piętro. Przy czym dziesięć pięter znajduje się pod
ziemią. Ktoś mądry, zamiast wprowadzić liczby ujemne, postanowił, że piętro
dziesiąte to tak jakby zerowe. A zerowe jest najniższym pod ziemią. Logiczne.
Mijały przy tym wiele osób i pomieszczeń. Chyba każdy, kto przechodził obok
oglądał się za nimi. Głównie za „nową”. Ludzie myśleli, że Sasha nie słyszy ich
głośnych szeptów. „Młoda jest, to na pewno jej pierwsza misja”, „zginie przy
pierwszej okazji”, „co ona może potrafić”. Ignorowała to. Jeszcze zobaczą , na
co ją stać.
Olivia otworzyła przed nią drzwi do
najważniejszego pomieszczenia w całym budynku.
- Dzień
dobry, szefie. – Powiedziała Rosenow wchodząc do środka. Głównodowodzący nawet
nie podniósł wzroku znad kolejnej sterty dokumentów.
- Emm, dzień
dobry – rzuciła niepewnie Lettiere, myśląc, że i ją zignoruje. Pomyliła się.
Will szybko uniósł wzrok i badawczo przyglądał się agentce. Widział wcześniej
jej zdjęcia, ale nie przypuszczał, że jest aż tak piękna. Słowiańskie oraz
włoskie pochodzenie sprawiały, że jej uroda była niecodzienna.
Ich spojrzenia się spotkały i żadne z nich nie chciało tego
przerywać. Przyglądali się sobie w milczeniu przez dłuższą chwilę. Olivia
dostrzegła, tak rzadko spotykany, błysk w jego oczach.
- Jestem
Will. Ty musisz być Sasha, prawda? – Wstał otrząśnięty z pierwszego wrażenia i
jak prawdziwy gentleman uścisnął jej dłoń i zaproponował, żeby usiadła. Rosenow
poczuła się kompletnie zignorowana i zupełnie niepotrzebna, więc bez słowa
wyszła. Chociaż w duchu cieszyła się, bo wiedziała, że jej szef będzie w
dobrych rękach.
- Co się
stało? – Zapytał przejęty Will, gdy zauważył zabandażowane przedramię Sashy.
- Szkło. No
wiesz, pościgi i te sprawy. Nic wielkiego. Oprócz tego, że to ludzie Bena, a
nikt mi nie powiedział, że będzie moim celem. – Wyrzuciła z siebie na jednym
wydechu spoglądając przy tym na zawieszoną na ścianie tablicę z „dziesięcioma
zasadami niełamanymi”. Nie zapoznała się z nią, bo nigdy nie przestrzegała
jakichkolwiek reguł.
- A czy to
coś zmienia? – Collins przysunął się do biurka, oparł łokcie na blacie i
spojrzał w niebieskie oczy dziewczyny.
- Owszem.
Zmienia. Ale i tak się zgadzam – w odpowiedzi ona również zbliżyła się do
feralnego biurka, oparła łokcie w identyczny sposób, co jej nowy szef i
mierzyła się z nim wzrokiem. Przyglądała się jego przystojnej twarzy, brązowym,
przenikliwym oczom. Starała się zapamiętać każdy jego szczegół. Podobał jej
się. Pod względem fizycznym. Miała jeszcze czas, żeby zobaczyć, czy inne
względy też ma ciekawe.
- Ehm, więc…
Mmm… Musimy zrobić ci wszystkie badania. Wiesz, sesja z psychologiem, sprawność
fizyczna, celność. Norma. Możemy zacząć od razu, jeśli chcesz – Pokiwała
twierdząco głową. Will odjechał na skórzanym krześle do tyłu, po czym wstał
zachęcając agentkę do pójścia za nim. Zamiast słownej odpowiedzi otrzymał
wymowne westchnięcie. Uśmiechnął się pod nosem, czego nie robił zbyt często.
Sasha znów musiała się przebrać.
Żeby badania przebiegły poprawnie najlepiej jest mieć możliwie jak najmniej
ubrań. Otrzymała więc czarny, sportowy stanik i krótkie, również czarne,
spodenki. Długo musieli ją namawiać, aby to na siebie założyła. Ostatecznie
przekonał ją rozkaz z góry.
Po długich mękach nakładania na
siebie kusego stroju wyszła na salę treningową, by pokazać zebranym swoje
umiejętności sztuk walki. Zazwyczaj nikt nie obserwuje agentów podczas badań,
ale tłum bardzo chciał zobaczyć „nową” w akcji.
Tego, co zobaczyli, raczej się nie spodziewali. W sumie
niektórzy przywykli do tego, że jeden z agentów ma jakieś uszkodzenia ciała. Nie
było to dla nich nic zaskakującego. Jednak zawsze krążyły plotki, jak doszło do
tych okaleczeń. Tutaj nikt nie wiedział nic. Sztab medyczny i wszyscy zebrani bacznie przyglądali się
wielkiej, naprawdę wielkiej, bliźnie, w
bliżej nieokreślonym kształcie, na jej prawym udzie. Oraz drugiej, która
wyglądała jak wysoka, długa fala – na plecach. Mało kto wiedział o tych
śladach. Mało kto cokolwiek o niej wiedział. Czuła wzrok ludzi na ciele.
Wiedziała, że tak będzie. Dlatego nigdy nie ubiera tak kusych strojów.
- Będziecie
się tak gapić, czy ktoś chce się ze mną zmierzyć? – Krzyknęła zdenerwowana. Na
sali zapanował śmiech. Zgłosiło się wielu ochotników, którzy ustawili się w
kolejce.
- Cudownie –
skomentowała podchodząc do pierwszego śmiałka. Wysokiego, blondwłosego mężczyzny
o muskularnej budowie. Każdy, kto ma oczy od razu wiedziałby, że to starcie
wygra owy mężczyzna. Ale każdy, kto zna Sashę, wie, że ten mężczyzna nie ma
najmniejszych szans.Walka była krótka. Bob, bo tak miał
na imię blondyn, ruszył z impetem na swój cel, który odbijając się od jego
ramion, przeskoczył pod umięśnionymi nogami, podcinając go i w efekcie
przewracając. Sasha nie czekała aż wstanie, tylko ukłoniła się i zachęciła
następnego ochotnika do skopania mu czterech liter.
Zapanowała
niespodziewana cisza.
- Kto
następny? – Dalej cisza. Bob już się pozbierał po haniebnej porażce, poszedł
bez słowa do szatni, nie zwracając uwagi na triumfatorkę.
- Ja
chętnie, jeśli mogę – odezwała się najmniej spodziewana osoba. Collins. Dziewczyna
obróciła się gwałtownie w jego stronę z szeroko otwartymi oczami. Nie chciała
już w pierwszy dzień ich znajomości znokautować go na oczach całej agencji.
Chociaż tego można było się spodziewać. W końcu to on w wolnym czasie szkolił
młodych agentów, lubił też zmierzyć się z doświadczonymi.
- Jasne, nie
krępuj się – odpowiedziała uśmiechając się szyderczo. Miała nadzieję, że nikt
nie widzi, jak się stresuje. Musi rozegrać to tak, żeby nie zrobić mu krzywdy,
ale, żeby wygrać. Chociaż może nie do końca…
Will ściągnął koszulkę, ku uciesze
żeńskiej części publiczności. Był dobrze zbudowany. ZA dobrze.
Odgoniła od siebie wszystkie myśli. Ale nie mogła zapanować
nad przyspieszonym oddechem, gdy podchodził coraz bliżej.
- Czas
zacząć – szepnęła sama do siebie, czekając na pierwszy ruch przeciwnika. William nie dał się oszukać jak Bob, stawiał
raczej na tradycyjną walkę, bez gimnastycznych sztuczek. Nie przewidział chyba
tego, że Sasha jest wybitnie uzdolniona pod tym względem. Nie dawała się
zaskoczyć, blokowała każdy jego cios, ale bała się zaatakować pełną siłą.
- Stawiam
dziesięć dolców, że szef wygra. Zawsze wygrywa – Olivia zwróciła się do Davida,
wyciągając w przód prawą dłoń.
- Nie ma
szans. Ona jest znakomita, obali każdego – odrzekł z pełnym przekonaniem.
- Tylko się
nie zakochaj – zażartowała Rosenow, za co dostała kuksańca w bok.
Chwila nieuwagi Sashy, spowodowana głośnymi
wiwatami i okrzykami, doprowadziła do tego, że po uderzeniu w brzuch i zgrabnym
podcięciu, upadła na matę. Rozległy się donośne oklaski, ale to nie był koniec.
Agentka złapała Collinsa za rękę i pociągnęła w dół. Nie przemyślała tego, bo w
efekcie Will przewrócił się na nią. Tym razem nikt nic nie powiedział, gdyż
sytuacja była trochę niezręczna. Collins uśmiechnął się do niej, wyglądał na
bardzo zadowolonego z obrotu spraw. Na szczęście Sasha szybko to zmieniła.
Używając nóg przewaliła swojego szefa do tyłu, na plecy. Cały czas trzymała go
za rękę, która wygięła się w nienaturalny sposób, więc kontuzja była murowana.
W jednej sekundzie znalazła się w pozycji stojącej, patrząc na obolałego Willa,
który opłakiwał swoją rękę. Pomogła mu wstać.
-
Przepraszam. To nie miało być aż tak brutalne – uśmiechnęła się wesoło, dodając
przegranemu otuchy. Gdy szła na kolejną część ćwiczeń, tłum jej wiwatował, bo
jako pierwsza w całej agencji pokonała głównodowodzącego.
Nadszedł czas na ćwiczenia siłowe
pod kontrolą różnych urządzeń do mierzenia, prawdopodobnie wszystkiego i
wszędzie. Lekarze, Olivia i Will ciągle przyglądali się jej bliznom. Zachodzili
w głowę, co mogło jej się przytrafić. Wiedzieli, że na odpowiedź będą musieli
poczekać, aż do sesji z terapeutą.
Sasha biegała na bieżni, podnosiła
ciężary, podciągała się na drążku. Nic z zebranego sprzętu do ćwiczeń nie
sprawiało jej trudności. Zachwyciła się dopiero, gdy ujrzała tor przeszkód.
Podłączyli do niej różne bezprzewodowe czujniki i inne takie, na które nie
zwracała uwagi.
- Jaki jest
rekord? – Zapytała stając na starcie.
- Minuta i
siedem sekund. Ale proszę sobie nie robić nadziei. Nie zna pani tego toru –
odpowiedział jeden z medyków. W odpowiedzi usłyszał śmiech.
- Gotowa?
Start! – krzyknął Will.
I ruszyła jak burza. Przeskakiwała z
jednej liny na drugą, nie wahając się przez moment. A było ich dokładnie
dwanaście. Robiąc salto przeleciała nad płotkami, przez które inni przeskakują.
Opony i dość wysoką ścianę wspinaczkową zaliczyła w mgnieniu oka, na co
obserwujący otwierali oczy ze zdumienia. Przedostatnią przeszkodą była gładka
ściana, na którą trzeba było wejść. To ona sprawiała innym najwięcej trudności.
Miała około trzech metrów, więc w złapaniu górnej krawędzi nie było sensu.
Sasha się nad tym nie zastanawiała. Wzięła rozbieg, prawą nogą odbiła się od
połowy owej ściany i nie dotykając jej rękoma, stanęła na czubku, żeby zaraz z
niego zeskoczyć. Ostatnie, z czym musiała się zmierzyć to wejście po linie do
sufitu i dotknięcie czerwonej kropki na górze. Z faktu tego, że bardzo lubiła
się wspinać, złapała się mocno rękoma i energicznie przesuwała zaciśnięte nogi
ku czerwonej kropce. Gdy już tego dokonała, stoper został zatrzymany. Jednak,
żeby nie było nudno, uwiesiła się nogami i zjechała po linie z głową skierowaną
w dół i krzycząc:
- Jaki czas?
- Pięćdziesiąt
osiem sekund, proszę pani – nie krył zachwytu. Jak wszyscy.
- Jak widać,
nie ma rzeczy niemożliwych – mruknęła wycierając ręcznikiem pot z czoła.
- Parametry
życiowe w normie. Zupełnie jakby twój organizm nie wiedział, że właśnie się
zmęczyłaś – Olivia nie mogła w to uwierzyć. Kiedy ona próbowała pokonać ten
tor, po kilku próbach, mdlały jej ręce i miała okropną zadyszkę.
- Bo wcale
się nie zmęczyłam. Dużo w życiu ćwiczyłam, więc potrzeba trochę więcej desek i
sznurów, żeby mnie zmiękczyć – zaśmiała się. – To jakie mamy dalsze plany? –
Zwróciła się do, ciągle przyglądającego się jej bliznom, Willa.
- Celność.
Na to właśnie liczyła.
***
Jeeej ^-^
Lubię ten rozdział xd Szczególnie jego dalszą część... huehuehue *.*
Dziękuję za ponad 800 wyświetleń i za tyle wspaniałych komentarzy ;>
To tyle ^^
xoxo ;*
Meggi