Myślę, że ten rozdział wyjaśni choć trochę pewne sprawy :)
Pojechali
windą piętro niżej. Na strzelnicę.
Dostała broń – zwykły pistolet, którego nie
lubiła, mimo że sama zawsze miała taki przy sobie. Wolała coś większego, coś,
co zadaje duże obrażenia. Specjalnie dla niej wyprodukowany karabin miał możliwość zabicia kogoś tylko jedną kulą. Nie ważne, gdzie się trafiło. Kula zabijała od środka.
Sasha ustawiła się w odległości trzydziestu metrów od celu.
Za strzał w głowę dostawała pięćdziesiąt punktów, za klatkę piersiową również
pięćdziesiąt. Pozostałe części ciała wahały się między dwudziestoma i
dziesięcioma punktami. Nawet nie pomyślała, że może spudłować, czy nie dostać
maksymalnej ilości punktów.
Tym razem nikt nie miał wątpliwości, co do jej umiejętności.
Wszyscy czekali aż skończy.
Wystrzelała dwa magazynki,
przeładowując jak automat. Przyzwyczaiła się już, że musi robić coś bardzo
szybko i precyzyjnie. A z precyzją nie miała najmniejszego problemu. Gdy
zajmujący się liczeniem punktów spojrzeli na kartonowego człowieka, trochę
niedowierzali. Miał on obrażenia właśnie w dwóch najlepiej punktowanych
miejscach. Jeden obok drugiego. Policzyli ilość dziur. Było ich trzynaście.
Powinno być szesnaście. Rzucili Sashy rozbawione spojrzenia.
Spudłowała.
- Chyba
sobie żartujecie. Nie jestem amatorem, przyjrzyjcie się – powiedziała to jakby
już wcześniej powtarzała te słowa z tysiąc razy. Nie musiała dokonywać
oględzin, żeby być pewną celności.
-
Rzeczywiście – odezwał się jeden z liczących chłopaków – Dziur jest trzynaście,
ale jeśli dobrze się przyjrzeć, widać, że trzy kule przeszły w tych samych
miejscach.
-
Niespodzianka – powiedziała powoli, szeroko otwierając przy tym usta.
- No proszę.
Ma lepszy wynik od pana. We wszystkim – szepnęła Olivia do Willa, kładąc mu
rękę na ramieniu. – Od ciebie tym bardziej – zwróciła się do Davida.
- Tylko się
nie zakochaj – rzucił naśladując niski głos Rosenow. Ona za to rzuciła mu wrogie
spojrzenie. Podniósł ręce w geście kapitulacji. Sasha uniosła brew w górę,
zastanawiając się o czym właśnie toczyła się rozmowa.
- A więc
teraz, co?
- Sesja.
Wystarczy jedno słowo, żeby w
brzuchu pojawiło się nieprzyjemne uczucie. Sasha wiedziała, o co będą ją pytać.
W Europie wszyscy ją znali, wiedzieli o jej przeszłości (oczywiście nie wszystko, bo na to nie mogła pozwolić), więc nie przechodziła
żadnych testów. Nie można powiedzieć, że się bała. Bo strach dopada ją rzadko i
najczęściej związany jest z jedną osobą. Po prostu zastanawiała się jak zareagują
na to inni, więc przyjęła prostą taktykę. Oprócz podstawowych danych nie powie
kompletnie nic.
Usiadła na szarym krześle, w pokoju
wyglądającym jak sala przesłuchań. I chyba rzeczywiście to była sala
przesłuchań. Po jej prawej stronie widniało duże lustro weneckie. Jakby nikt
nie wiedział, kto stoi po drugiej stronie. Naprzeciw niej usiadł stary
mężczyzna z siwą brodą. Wyglądał bardzo sympatycznie. Pewnie dlatego był
psychologiem. Sprawiał wrażenie
człowieka, któremu można powierzyć wszystkie swoje problemy.
- Dzień
dobry – zaczął, łapiąc od razu kontakt wzrokowy. Sasha skrzyżowała ręce na
piersi i już nie mogła doczekać się spowiedzi.
- Witam –
odpowiedziała uprzejmie.
- Jestem
Leonard. Zaczniemy od kilku prostych pytań. Nie musisz odpowiadać całymi
zdaniami. Jak się nazywasz? – Ok. Proste pytanie, tak dla zmyłki.
- Sasha
Angela Lettiere.
- Jak się
nazywali twoi rodzice?
- Ojciec
Federico Lettiere. Matka Irina – urwała zastanawiając się. Nigdy nie słyszała
nazwiska matki. Używała samego imienia. Zawsze. A ona nie pytała.
- Nazwisko
matki?
- Nie wiem –
Leonard zapisał coś w swoim notatniku.
- Miejsce
urodzenia?
-
Petersburg, Rosja.
- Tam się
wychowałaś?
- Po części.
Jeszcze w Rzymie, Afganistanie, Iraku.
- Kto uczył
cię sztuk walki, szpiegostwa?
- Matka i
żołnierze – głównie żołnierze.
- Jak to
żołnierze? – Zapytał zaskoczony.
-
Wychowywałam się w różnych jednostkach wojskowych. Jak już mówiłam w Rosji,
Afganistanie, Iraku. Mama nie chciała mnie zostawiać, ale nie pomyślała, że jak
mnie zabierze, będzie gorzej – znów coś zapisał. Sasha starała się nie
powiedzieć za dużo. Naprawdę nie chciała dzielić się informacjami o swoim życiu.
- A kto
zrobił ci te blizny? – Trafił w czuły punkt. Wiedziała, że to pytanie się pojawi, lecz sądziła, że trochę później. Poczuła nagłą, niewyjaśnioną
agresję. Milczała przez zbyt długą chwilę. Leonard powtórzył pytanie, widząc,
ze sprawia ono jej trudność.
- Benjamin
Hargov – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Oparła ręce o metalowy stolik i
schowała w nich głowę. Mogła przysiąc, że za ścianą odbywało się niezłe
poruszenie.
- Pamiętasz
może, kiedy dokładnie? – Pytał dalej ze stoickim spokojem.
-Może
pamiętam - warknęła.
- Czy
mogłabyś opowiedzieć coś o tym? – Popatrzyła na niego gniewnie, potem spojrzała
na lustro weneckie. Nie pozwoli komuś wchodzić w swoją przestrzeń.
- Skończyłam
– Wstała gwałtownie, wywracając za sobą krzesło. Zdenerwowała się i to bardzo.
Psycholog wyglądał na wcale niezaskoczonego reakcją dziewczyny. Dopisał coś w
notatkach, tym razem coś długiego.
Otworzyła drzwi z hukiem i wypadła na korytarz pełen zdziwionych ludzi. Patrzyła na nich tak, jakby miała ich wszystkich pobić. Bardzo tego chciała.
- Zaczekaj –
Will złapał ją za rękę, gdy szła po swoje rzeczy. Ona natomiast ponownie wykręciła mu rękę,
zbliżając go do siebie i mówiąc prosto w twarz:
- Nie –
westchnęła. - Zabierz mnie stąd. Szybko.
***
Wiem, wiem. W niektórych miejscach może nie być przecinków lub jest ich za dużo xd Pracuję nad tym :D
Rozdział jest trochę krótszy, ale ma w sobie kilka ważnych informacji ;)
Zapraszam do komentowania ^^
Także ten.. idę się jarać byciem hot 16 xdddd
xoxo ;*
Meggi
Moje miejsce!
OdpowiedzUsuńCześć :)
OdpowiedzUsuńZacznę od tego: Wszystkiego najlepszego w dniu 16. urodzin, Meggi! Dostania się do tej szkoły średniej, która Ci się marzy! Spełnienia wszystkich marzeń! Dużo zdrówka, pomysłów, weny, szaleństwa w życiu, radości! Sto lat! <3
Może to dziwne, bo nie czytujesz mojej Rozważnej, ale chcę poinformować, że zadedykowałam Ci mój dzisiejszy rozdział ;) (una-infinidad.blogspot.com)
A teraz się biorę za czytanie :3
Sasha ma dopiero szesnaście lat, a już posiada coś takiego jak ulubiony rodzaj broni. Odrobinę przerażające. I fascynujące. Ja to bym wolała mieć przy sobie mały sztylet na wszelki wypadek.
"Specjalnie dla niej wyprodukowany karabin miał możliwość zabicia kogoś tylko jedną kulą. Nie ważne, gdzie się trafiło. Kula zabijała od środka." - kurde, jara mnie. Poważnie.
Strzał w głowę powinien być wyżej punktowany - jeśli trafi się mózg, śmierć jest natychmiastowa, jeśli w serce - do czasu wykrwawienia, jakieś dziesięć minut. Lepiej zabić szybciej, nieprawdaż? ;) Ale to tylko moja opinia, ja nie pracuję w MAS :3
"- No proszę. Ma lepszy wynik od pana. We wszystkim – szepnęła Olivia do Willa, kładąc mu rękę na ramieniu. – Od ciebie tym bardziej – zwróciła się do Davida." - :D Rozbroiło mnie to. Ach, ta skromność :3
Nie ma chyba wśród agentów federalnych czy innych ważnych agentów nikogo, kto by się cieszył na myśl o sesji z psychologiem. Ci ludzie widzą wiele zła, a o nim zazwyczaj nie lubi się mówić, szczególnie obcemu człowiekowi.
"Mogła przysiądź, że za ścianą odbywało się niezłe poruszenie." - pewnie chodziło o "Mogła przysiąc".
Kurde. Świetne to! :D A zwłaszcza ta rozmowa z Leonardem. Sasha pozwoliła się poznać do pewnego momentu, to ona kontrolowała tę sesję. Do czasu. Widać, że ostatnie pytanie mocno wytrąciło ją z równowagi. Ciekawe, czy komuś uda się dotrzeć do jej przeszłości.
Ogółem rozdział bardzo mi się podoba, ja chcę ich więcej! :)
Czekam na nn ^^
Ściskam! :*
Hej!
OdpowiedzUsuńWszystkiego naj! Reszta życzeń na asku.
Yyyy.... nie wiem co napisać.
Sasha zawsze najlepsza. Nie mogła Willowi złamać tej ręki zamiast tylko wykręcać? Byłoby zabawniej.
Taki komentarz na szybko, teraz ide swoje pisać.
Ciekawe. Sasha mnie intryguje.
OdpowiedzUsuńOgólnie, to świetnie piszesz!